Matt Brown w roku 2012 rozpoczął zwycięstwem z Chrisem Copem najlepszą w swojej karierze serię siedmiu wiktorii, która doprowadziła go niemal na sam szczyt. Gdyby pokonał późniejszego mistrza – Robbiego Lawlera, sam otrzymałby szansę do stoczenia pojedynku z ówczesnym królem dywizji półśredniej, Johnym Hendricksem. Matta Browna kojarzymy przede wszystkim z krwawych walk o dynamicznym przebiegu, nafaszerowanych wieloma zwrotami akcji. Tylko sześć spośród trzydziestu dziewięciu jego starć zakończyło się decyzjami sędziów. Pomysł na napisanie artykułu o Nieśmiertelnym nasunął mi się podczas przygotowywania pierwszego tekstu z serii Technical masters o Andersonie Silvie. Matt Brown należy bowiem do najbardziej widowiskowych klinczerów, jacy kiedykolwiek . . .
Obraz kategorii ciężkiej UFC znacząco różni się od innych kategorii wagowych. W każdej innej możemy zauważyć rankingi wypchane zawodnikami z absolutnego topu, których umiejętności są niezwykle zaawansowane. Tymczasem w wadze ciężkiej techniczne zdolności niekoniecznie są potrzebne, aby dostać się do TOP 15. Fighterom takim jak Derrick Lewis czy Francis Ngannou wystarcza ( nieco upraszczając ) zwierzęca siła, Alexeyowi Oleinikowi wysokiej klasy parter, podobnie jak Werdumowi, który dysponował też niezwykle niebezpieczną stójką, dopóki ząb czasu go nie dopadł. Kiedy już się trafiają zawodnicy wszechstronni, o większych umiejętnościach, w ich grze pojawiają się inne elementy skutecznie hamujące ich potencjał. Tutaj możemy przywołać . . .
W świecie sportów walki nie brakuje barwnych postaci i nietuzinkowych charakterów, dzięki którym oglądanie walk nie jest jedyną atrakcją. Czymże byłoby polskie MMA bez konferencji prasowych obfitujących w błyskotliwe i nasycone humorem wypowiedzi Mameda Khalidova, Michała Materli czy Artura Sowińskiego. Czymże byłyby wydarzenia promujące gale UFC bez kultowych już fraz, jak np. ,,Who da fook is that guy” Conora Mcgregora czy Chaela Sonnena podrywającego dziennikarkę. Czymże wreszcie byłoby codzienne życie każdego fana bez pijackich tweetów Darrena Tilla, albo naśmiewającego się z pięciosekundowego nokautu na samym sobie Bena Askrena. Można wymienić wielu zawodników potrafiących stworzyć show nie tylko w klatce, lecz . . .
Dzisiejszej nocy do octagonu powraca czołowy w ostatnich latach zawodnik wagi lekkiej UFC, Edson Barboza. Zadebiutuje w kategorii piórkowej. Od ogłoszenia decyzji Brazylijczyka odnośnie zmiany kategorii wagowej byłem w sporym szoku, ponieważ Edson jest jednym z najbardziej ,,wyciętych” zawodników w UFC. Zastanawiało mnie, w jaki sposób chce zrobić wagę. Żartowałem, że chyba utnie sobie ze dwie kończyny, aby bez problemu zmieścić się w limicie. Brazylijczyk powraca po dwóch porażkach z rzędu i czterech w ostatnich pięciu występach. Tak fatalnej serii w karierze jeszcze nie miał. O ile można się sprzeczać, czy werdykt jego ostatniej walki z Paulem Felderem był słuszny . . .
Już w ten weekend do octagonu powraca Jan Błachowicz, według mnie najlepszy zawodnik w historii nadwiślańskiego MMA. Rewanżowa walka z Coreyem Andersonem może dla niego stanowić przepustkę do walki o pas z Jonem Jonesem, jeśli Cieszyński Książę pokona swojego wcześniejszego oprawcę. Gala zaczyna się o 23.00 czasu polskiego, zatem walka Polaka powinna się odbyć w granicach godziny 4:00 i będzie ją można zobaczyć na Polsat Sport, do czego fanów mniejszych i większych zachęcam 🙂 Nie zamierzam rozpisywać się na temat poprzedniej walki, bo inne portale już się tym zajęły. Szczególnie polecam zajrzeć na stronę lowking.pl, obecnie najlepszą w Polsce i . . .