Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ujętą w obszerny artykuł, dzisiaj na warsztat bierzemy jednego z najlepszych pięściarzy, jacy kiedykolwiek mieli okazję wejść do klatki UFC. Przyjrzymy się technikom, które były podwaliną sukcesu Alexa i w najlepszym etapie jego kariery stały się koszmarem przeciwników. Pierwszą rzeczą kojarzoną z rosłym Szwedem jest bez wątpienia jego footwork. Próżno szukać innych zawodników o podobnych gabarytach, którzy hasają po oktagonie jak sarenka. Jedynym, który mógłby się w jakiś sposób równać pod tym względem z Maulerem, był swego czasu Travis Browne. Wszyscy wiemy, jak jego kariera się potoczyła. Alexander rewelacyjnie potrafi kontrolować dystans, w głównej mierze dzięki . . .
Kiedy w 2013 roku Bruce Buffer ogłaszał decyzję sędziów w walce Jona Jonesa z Alexandrem Gustafssonem, świat MMA do ostatnich sekund drżał w niepewności. Po pięciu rundach zażartej bitwy, obfitującej w potężne ciosy i zaskakujące akcje obu zawodników, po pokazie niezłomnej woli, nikt nie wiedział, komu przychylni będą punktujący. Jon ostatecznie wyszarpał zwycięstwo wchodzącemu na zastępstwo, nieustępliwemu Szwedowi i tym samym obronił złoto. Obaj zawodnicy okupili tę niezwykłą batalię dużymi obrażeniami, ale zapisali się również na kartach historii jako uczestnicy jednej z najlepszych walk w kategorii półciężkiej, a być może nawet w całym MMA. Od tamtego pamiętnego wieczoru jedno było . . .
Matt Brown w roku 2012 rozpoczął zwycięstwem z Chrisem Copem najlepszą w swojej karierze serię siedmiu wiktorii, która doprowadziła go niemal na sam szczyt. Gdyby pokonał późniejszego mistrza – Robbiego Lawlera, sam otrzymałby szansę do stoczenia pojedynku z ówczesnym królem dywizji półśredniej, Johnym Hendricksem. Matta Browna kojarzymy przede wszystkim z krwawych walk o dynamicznym przebiegu, nafaszerowanych wieloma zwrotami akcji. Tylko sześć spośród trzydziestu dziewięciu jego starć zakończyło się decyzjami sędziów. Pomysł na napisanie artykułu o Nieśmiertelnym nasunął mi się podczas przygotowywania pierwszego tekstu z serii Technical masters o Andersonie Silvie. Matt Brown należy bowiem do najbardziej widowiskowych klinczerów, jacy kiedykolwiek . . .
Anderson Silva bez wątpienia należy do największych legend światowego MMA. Wielu uznaje go za najlepszego fightera w historii. Po wstąpieniu do organizacji UFC w roku 2006 już w drugiej walce zdobył pas mistrzowski, po czym ustanowił rekord jego obron, pokonując 10 kolejnych pretendentów. Ów rekord został pobity dopiero przez Demetriousa Johnosna w roku 2017. Na przestrzeni lat Silva pokonywał topowych rywali, nieraz w stylu absurdalnie dominującym. Wystarczy obejrzeć walki z Chrisem Lebenem, Richem Franklinem czy Forrestem Griffinem, który tuż po odzyskaniu względnej przytomności wybiegł z klatki nie czekając na ostateczny werdykt. Kolejne zwycięstwa przyczyniły się to do zmiany stylu Brazylijczyka . . .
W świecie sportów walki nie brakuje barwnych postaci i nietuzinkowych charakterów, dzięki którym oglądanie walk nie jest jedyną atrakcją. Czymże byłoby polskie MMA bez konferencji prasowych obfitujących w błyskotliwe i nasycone humorem wypowiedzi Mameda Khalidova, Michała Materli czy Artura Sowińskiego. Czymże byłyby wydarzenia promujące gale UFC bez kultowych już fraz, jak np. ,,Who da fook is that guy” Conora Mcgregora czy Chaela Sonnena podrywającego dziennikarkę. Czymże wreszcie byłoby codzienne życie każdego fana bez pijackich tweetów Darrena Tilla, albo naśmiewającego się z pięciosekundowego nokautu na samym sobie Bena Askrena. Można wymienić wielu zawodników potrafiących stworzyć show nie tylko w klatce, lecz . . .