W ciągu ostatniej dekady kategoria półciężka UFC została absolutnie zdominowana przez dwóch li tylko zawodników: Jona Jonesa i Daniela Cormiera. Z tego też powodu niewielu pamięta innych czempionów, obecnie będących już w większości na emeryturach. Tu możemy wymienić przede wszystkim dwóch pierwszych, którzy – wyłączywszy wyżej wymienionych dominatorów – najdłużej cieszyli się mianem najlepszych, a więc Franka Shamrocka oraz Tito Ortiza, a także Chucka Liddella. Z resztą, kto by sobie zaprzątał nimi głowę, kiedy obecnie tron przejął nasz Król z Cieszyna Janek Błachowicz… Ja jestem tym gościem 🙂 Nasz dzisiejszy bohater w mojej opinii jest trochę zapomniany, co chyba nie . . .
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ujętą w obszerny artykuł, dzisiaj na warsztat bierzemy jednego z najlepszych pięściarzy, jacy kiedykolwiek mieli okazję wejść do klatki UFC. Przyjrzymy się technikom, które były podwaliną sukcesu Alexa i w najlepszym etapie jego kariery stały się koszmarem przeciwników. Pierwszą rzeczą kojarzoną z rosłym Szwedem jest bez wątpienia jego footwork. Próżno szukać innych zawodników o podobnych gabarytach, którzy hasają po oktagonie jak sarenka. Jedynym, który mógłby się w jakiś sposób równać pod tym względem z Maulerem, był swego czasu Travis Browne. Wszyscy wiemy, jak jego kariera się potoczyła. Alexander rewelacyjnie potrafi kontrolować dystans, głównie dzięki świetnemu zasięgowi, . . .
Kiedy w 2013 roku Bruce Buffer ogłaszał decyzję sędziów w walce Jona Jonesa z Alexandrem Gustafssonem, świat MMA do ostatnich sekund drżał w niepewności. Po pięciu rundach zażartej bitwy, obfitującej w potężne ciosy i zaskakujące akcje obu zawodników, po pokazie niezłomnej woli, nikt nie wiedział, komu przychylni będą punktujący. Jon ostatecznie wyszarpał zwycięstwo wchodzącemu na zastępstwo, nieustępliwemu Szwedowi i tym samym obronił złoto. Obaj zawodnicy okupili tę niezwykłą batalię dużymi obrażeniami, ale zapisali się również na kartach historii jako uczestnicy jednej z najlepszych walk w kategorii półciężkiej, a być może nawet w całym MMA. Od tamtego pamiętnego wieczoru jedno było . . .
Matt Brown w roku 2012 rozpoczął zwycięstwem z Chrisem Copem najlepszą w swojej karierze serię siedmiu wiktorii, która doprowadziła go niemal na sam szczyt. Gdyby pokonał późniejszego mistrza – Robbiego Lawlera, sam otrzymałby szansę do stoczenia pojedynku z ówczesnym królem dywizji półśredniej, Johnym Hendricksem. Matta Browna kojarzymy przede wszystkim z krwawych walk o dynamicznym przebiegu, nafaszerowanych wieloma zwrotami akcji. Tylko sześć spośród trzydziestu dziewięciu jego starć zakończyło się decyzjami sędziów. Pomysł na napisanie artykułu o Nieśmiertelnym nasunął mi się podczas przygotowywania pierwszego tekstu z serii Technical masters o Andersonie Silvie. Matt Brown należy bowiem do najbardziej widowiskowych klinczerów, jacy kiedykolwiek . . .
Anderson Silva bez wątpienia należy do największych legend światowego MMA. Wielu uznaje go za najlepszego fightera w historii. Po wstąpieniu do organizacji UFC w roku 2006 już w drugiej walce zdobył pas mistrzowski, po czym ustanowił rekord jego obron, pokonując 10 kolejnych pretendentów. Ów rekord został pobity dopiero przez Demetriousa Johnosna w roku 2017. Na przestrzeni lat Silva pokonywał topowych rywali, nieraz w stylu absurdalnie dominującym. Wystarczy obejrzeć walki z Chrisem Lebenem, Richem Franklinem czy Forrestem Griffinem, który tuż po odzyskaniu względnej przytomności wybiegł z klatki nie czekając na ostateczny werdykt. Kolejne zwycięstwa przyczyniły się to do zmiany stylu Brazylijczyka . . .